Jak Oni to Zrobili Żaneta Filarska i Joacim Nymberg

Para podróżników, którzy wzięli ślub… na safari! Budżet: 25 000 PLN + koszt biletów lotniczych

Poznaliśmy się latem 2014 roku w jednej z nadmorskich restauracji w Szwecji. Początek naszej znajomości był dość nietypowy. Kiedy mijaliśmy się w drodze z toalety, Joacim o mało co nie wybił mi przez przypadek barku. Wymieniliśmy się numerami telefonów pod pretekstem ewentualnego odszkodowania i tak zaczęła się nasza historia. Następnego dnia Joacim zadzwonił z zapytaniem, czy wszystko u mniej okej, i zaprosił na niezobowiązującego drinka w ramach rekompensaty. Potem było już z górki. Przegadaliśmy całą noc. Połączyła nas wspólna pasja poznawania świata i miłość do podróży. Po opowieściach Joacima „jak to wspinał się na Kilimandżaro” wiedziałam, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie. Wpadłam jak śliwka w kompot.

W pierwszą wspólną podróż wyruszyliśmy dwa miesiące później. Spędziliśmy fantastyczne dwa tygodniu na Bali w otoczeniu dziewiczej natury. Pływanie z delfinami, jazda na słoniu – miałam przeczucie, że w moim życiu zaczyna się nowy, wyjątkowy etap.

Po powrocie wiedziałam, że z tym facetem wyruszę „w podróż przez życie”. Jeśli możesz razem podróżować, możesz razem żyć. Wspólna wyprawa w nieznane to doskonała okazja, by sprawdzić, czy jesteście dla siebie stworzeni. Oczywiście, nie chodzi tu o wczasy all inclusive, lecz sytuacje, kiedy mimo drobnych przeciwności losu pod tytułem zagubiony bagaż, utrata dokumentów czy jadowity wąż pod prysznicem wspólnie śmiejecie się i czekacie na więcej!

Zaręczyliśmy się 15 lutego 2015 roku w ICEHOTEL w Jukkasjärvi. Po noclegu w lodowym pokoju (temperatura w środku wynosiła -5°C, a na zewnątrz -27°C) Joacim uklęknął gołymi kolanami na śniegu i powiedział: „Przeżyliśmy balijskie upały, przeżyliśmy noc w hotelu w minusowej temperaturze… więc uważam, że możemy przeżyć razem życie! Zostaniesz moją żoną?”. Bez wahania odpowiedziałam „TAK!”.

Ustaliliśmy datę ślubu – spontanicznie i niebanalnie bo… 13 w piątek! Pierwszy taki wypadał w listopadzie 2015 roku. Chcieliśmy, aby ślub był nietuzinkowy. Zdecydowaliśmy się puścić wodze fantazji i co za tym idzie spełnić marzenia.

Padło na ślub safari!!! Najważniejszy dzień naszego życia przeżyliśmy pośród Masajów, tubylców zamieszkujących sawannę Masai Mara w Kenii oraz w towarzystwie hipopotamów, zebr, żyraf i innych afrykańskich DZIKICH zwierząt.

Suknię ślubną oraz kamizelkę z krawatką w cętki leoparda zaprojektowaliśmy wspólnie z polską projektantką na co dzień pracującą i mieszkającą w Szwecji, Mariolą Turbiarz. Do sukni dodałam fantastyczne lamparcie buty ślubne! Innym afrykańskim elementem była moja fryzura. Warkoczyki plotły przez 6 godzin trzy Afrykanki. Razem dało to 18 godzin wspólnej pracy i przełożyło się na oszałamiający efekt.

 

Do ołtarza zostałam odprowadzona pod eskortą Masajów, którzy uprzyjemniali mi tę drogę, śpiewając i tańcząc (podskakując) – typowy masajski ślubny obrządek.

 

Naturalnie, nie zabrakło tortu! Był on równie nietuzinkowy jak cały ślub. Kolorowy, ozdobiony figurkami afrykańskich zwierząt. Po ceremonii wybraliśmy się na wycieczkę po sawannie. Z naszego ślubnego jeepa, już jako małżeństwo, podziwialiśmy niezwykły krajobraz safari.

 

Jesteśmy szalenie zadowoleni z naszego wyboru i dumni, że udało się nam zorganizować ceremonię ślubną od A do Z oddaloną 11 000 km od miejsca naszego zamieszkania. Nasza przygoda z Afryką nie skończyła się, ponieważ na podróż poślubną wybraliśmy Zanzibar i Tanzanię. Na palcach wytatuowaliśmy lwicę i lwa – jako symbole naszej wspólnej miłości do siebie i Afryki.